W tym roku czekają nas wybory prezydenckie i samorządowe. O tych pierwszych mówi się i pisze wiele, natomiast o wyborach samorządowych, jak do tej pory nie słychać. Tymczasem, jak się wydaje, warto przyjrzeć się sytuacji w tzw. Polsce lokalnej, ponieważ samorządowcy mają równie znaczny jak politycy "ogólnopolscy" wpływ na nasze życie.
Obecnie w większości regionów Polski rządzi Platforma Obywatelska, która wygrała ostatnie wybory, w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym i, nierzadko, Sojuszem Lewicy Demokratycznej. PSL ma w samorządach tradycyjnie wysokie poparcie, znacznie wyższe niż w wyborach parlamentarnych. Oprócz tego Prawo i Sprawiedliwość posiada znaczną liczbę samorządowców, lecz pozostają oni w większości przypadków w opozycji do partii rządzących.
Niewiele mamy w Polsce lokalnych inicjatyw obywatelskich. Wynika to z faktu znacznego upartyjnienia samorządów. Aby mieć nadzieję na funkcję radnego, trzeba być działaczem partyjnym. Z całą pewnością jest to niekorzystne zjawisko i powinno się dążyć do odpartyjnienia samorządu. Jest to jednak nie na rękę rządzącym, więc raczej nie należy się spodziewać zmian ułatwiających funkcjonowanie lokalnych inicjatyw obywatelskich i ich aktywny udział w wyborach samorządowych.
W nadchodzących wyborach raczej sytuacja wiele się nie zmieni. PO ma bowiem ogromną przewagę w sondażach nad PiS-em i na pewno nie da sobie wydrzeć zwycięstwa. PiS będzie prawdopodobnie na drugim miejscu, pomimo znacznego poparcia w samorządach dla PSL. Pytanie, czy uda się stworzyć większą ilość koalicji dwóch największych partii. W upływającej kadencji to się nie udało. Inne pytanie brzmi, jaki wynik uzyska w tych wyborach SLD. Poparcie dla tego ugrupowania w Polsce lokalnej obniżyło się w ostatnich latach.
Jak widać nadchodzące wybory samorządowe z jednej strony nie powinny przynieść ze sobą przełomowych zmian ze względu na ogromne poparcie jakim cieszy się partia rządząca, z drugiej jednak strony pewne kwestie są niewiadomymi. Z całą pewnością PiS i kilka innych partii liczy na lepszy wynik niż w poprzednich wyborach. Mimo wszystko warto głosować, by mieć wpływ na losy swojego regionu.
piątek, 26 marca 2010
wtorek, 23 marca 2010
Prawybory w PO - żenujący spektakl
Od jakiegoś czasu media bardzo dużo uwagi poświęcają prawyborom w Platformie Obywatelskiej. Kandydatami na kandydatów tej partii na prezydenta są minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Obaj, jak widać pełnią obecnie ważne funkcje publiczne. Choć do wyborów jeszcze kilka miesięcy, zaniedbują oni swoje obowiązki, skupiają się przede wszystkim na prowadzeniu kampanii.
Ich poglądy na kwestie światopoglądowe, jak in vitro czy rolę kobiet w życiu publicznym w zasadzie nie różnią się od siebie. Poza tymi zaś tematami trudno wskazać, co tak naprawdę mają do zaproponowania obaj kandydaci. Ich wypowiedzi to jedynie puste slogany bez żadnych konkretnych planów działania.
Komorowski jakiś czas temu stwierdził, że prezydentura powinna być marzeniem i dążeniem każdego polityka. A więc każdy poseł czy senator powinien starać się "dorwać" stanowisko głowy państwa. Bez względu na to, czy się nadaje na urząd prezydenta czy nie. Trudno się z taką wizją zgodzić. Nie każdy ma odpowiednie predyspozycje merytoryczne i kwalifikacje moralne, by dostąpić zaszczytu pełnienia funkcji Prezydenta RP. Komorowski, jak się wydaje "niechcący" się wygadał, przyznając, że traktuje prezydenturę jako kolejny szczebel kariery, a nie misję czy powołanie. Czy można komuś takiemu zaufać i oddać na niego swój głos?
Z kolei Sikorski również nie zasługuje na zaufanie społeczeństwa, ponieważ nie tylko w sposób cyniczny zmienił opcję polityczną, widząc, kto zmierza do władzy, ale następnie zachowywał się w sposób, mówiąc delikatnie nieelegancki, nazywając swoich byłych kolegów z Prawa i Sprawiedliwości "watahą", którą trzeba "dorżnąć". Nic merytorycznego także nie ma do zaoferowania. MSZ pod jego kierownictwem nie osiągnął żadnych poważnych sukcesów. Koalicja państw nadbałtyckich przeciwko budowie Gazociągu Północnego rozpadła się, stosunki z Białorusią nie są lepsze niż dotychczas, zaś ze strony potęg takich jak Rosja czy USA spotykają nas wyłącznie upokorzenia (choć Rosjanie zaprosili polskie władze na uroczystości w Katyniu - nie jest to jednak sukces rządu, a planowe postępowanie Rosjan, którzy chcą dodać kolejny argument do sporów pomiędzy naszym prezydentem i premierem). Tak więc Sikorski nie jest człowiekiem, który mógłby sprawdzić się jako prezydent.
Jak widać, prawybory w PO nie niosą ze sobą żadnych merytorycznych treści. Są natomiast, jak się wydaje, genialne z punktu widzenia pijaru. Cała uwaga mediów skupia się bowiem na ich rywalizacji i na nich bezpośrednio, pomijając innych kandydatów. Stanowią one także znakomity temat zastępczy, by nie mówić o polskich problemach. I tu należy upatrywać rzeczywistego celu zorganizowania tego żenującego spektaklu, jakim są prawybory w Platformie Obywatelskiej.
Ich poglądy na kwestie światopoglądowe, jak in vitro czy rolę kobiet w życiu publicznym w zasadzie nie różnią się od siebie. Poza tymi zaś tematami trudno wskazać, co tak naprawdę mają do zaproponowania obaj kandydaci. Ich wypowiedzi to jedynie puste slogany bez żadnych konkretnych planów działania.
Komorowski jakiś czas temu stwierdził, że prezydentura powinna być marzeniem i dążeniem każdego polityka. A więc każdy poseł czy senator powinien starać się "dorwać" stanowisko głowy państwa. Bez względu na to, czy się nadaje na urząd prezydenta czy nie. Trudno się z taką wizją zgodzić. Nie każdy ma odpowiednie predyspozycje merytoryczne i kwalifikacje moralne, by dostąpić zaszczytu pełnienia funkcji Prezydenta RP. Komorowski, jak się wydaje "niechcący" się wygadał, przyznając, że traktuje prezydenturę jako kolejny szczebel kariery, a nie misję czy powołanie. Czy można komuś takiemu zaufać i oddać na niego swój głos?
Z kolei Sikorski również nie zasługuje na zaufanie społeczeństwa, ponieważ nie tylko w sposób cyniczny zmienił opcję polityczną, widząc, kto zmierza do władzy, ale następnie zachowywał się w sposób, mówiąc delikatnie nieelegancki, nazywając swoich byłych kolegów z Prawa i Sprawiedliwości "watahą", którą trzeba "dorżnąć". Nic merytorycznego także nie ma do zaoferowania. MSZ pod jego kierownictwem nie osiągnął żadnych poważnych sukcesów. Koalicja państw nadbałtyckich przeciwko budowie Gazociągu Północnego rozpadła się, stosunki z Białorusią nie są lepsze niż dotychczas, zaś ze strony potęg takich jak Rosja czy USA spotykają nas wyłącznie upokorzenia (choć Rosjanie zaprosili polskie władze na uroczystości w Katyniu - nie jest to jednak sukces rządu, a planowe postępowanie Rosjan, którzy chcą dodać kolejny argument do sporów pomiędzy naszym prezydentem i premierem). Tak więc Sikorski nie jest człowiekiem, który mógłby sprawdzić się jako prezydent.
Jak widać, prawybory w PO nie niosą ze sobą żadnych merytorycznych treści. Są natomiast, jak się wydaje, genialne z punktu widzenia pijaru. Cała uwaga mediów skupia się bowiem na ich rywalizacji i na nich bezpośrednio, pomijając innych kandydatów. Stanowią one także znakomity temat zastępczy, by nie mówić o polskich problemach. I tu należy upatrywać rzeczywistego celu zorganizowania tego żenującego spektaklu, jakim są prawybory w Platformie Obywatelskiej.
czwartek, 14 stycznia 2010
Sylwetki kandydatów na prezydenta A. D. 2010
Jak można ostatnio zaobserwować w mediach, kampania przed wyborami prezydenckimi nabiera tempa. Wobec tego warto przyjrzeć się najważniejszym kandydatom i ich osiągnięciom.
Obecny prezydent Lech Kaczyński jest przez zwolenników bardzo chwalony przede wszystkim za politykę zagraniczną. Jednak, jeśli przeanalizować rezultaty podejmowanych przez niego działań, sytuacja nie wygląda tak różowo. Kaczyński stawiał na bliskie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ale nic tak naprawdę od tego kraju nie uzyskaliśmy. Nie zniesiono wiz dla Polaków wyjeżdżających do USA, nie otrzymaliśmy żadnych konkretnych dotacji na modernizację armii (takie państwa jak Turcja, Egipt czy Izrael otrzymują od USA po kilka miliardów dolarów rocznie), nie będzie w naszym kraju tarczy antyrakietowej. Niezbyt dobre stosunki mamy także z Niemcami i Francją, pomimo pozytywnie do Polski nastawionych kanclerz Merkel i prezydenta Nicolasa Sarkozy. Nasz prezydent nie pomagał też mniejszości polskiej na Litwie, której sytuacja jest coraz gorsza. Niedobry dla Polski jest również Traktat Lizboński, którym pan prezydent tak bardzo się szczyci. Jedyny sukces polityki zagranicznej Kaczyńskiego to stosunki z Gruzją, ale to trochę za mało.
W polityce wewnętrznej jest trochę lepiej, prezydent zgłaszał pewne inicjatywy ustawodawcze, ale niestety to również trochę za mało. W dodatku część z nielicznych dobrych inicjatyw rządu prezydent zawetował, jak np. korzystną reformę emerytur pomostowych (na szczęście tamto weto zostało odrzucone przez sejm). Występując w spotach Prawa i Sprawiedliwości, Lech Kaczyński dawał do zrozumienia, że jest prezydentem tylko tej właśnie partii. A przecież starał się, aby tak nie było.
Z kolei Donald Tusk, który lideruje w większości sondaży, jako premier polskiego rządu nie zrobił praktycznie nic. Poza wymienionymi wyżej emeryturami pomostowymi i odebraniem byłym esbekom przywilejów emerytalnych, trudno wskazać jakiś dobry krok ze strony rządu. Premier Tusk otacza się raczej nieudolnymi ministrami, dodatkowo przydzielając ich nie do tych resortów co potrzeba. Np. Cezary Grabarczyk nie został ministrem sprawiedliwości tylko infrastruktury, psycholog Bogdan Klich został ministrem obrony narodowej, zaś specjalista od obrony narodowej Bogdan Zdrojewski - ministrem kultury i dziedzictwa narodowego. W polityce zagranicznej również rząd zanotował same porażki. Koalicja przeciwko budowie Gazociągu Północnego rozpadła się, zaś Rosja, o której względy tak bardzo zabiega Tusk, nie zamierza robić żadnych kroków korzystnych dla naszego kraju. Jedynym sukcesem Tuska oraz jego partii jest pijar, dzięki któremu utrzymuje stale bardzo wysokie poparcie, oszukując miliony Polaków.
Pozostali kandydaci, którzy liczą się w wyborach tzn. Jerzy Szmajdziński i Andrzej Olechowski również kompletnie nie nadają się do funkcji głowy państwa. Szmajdziński był fatalnym ministrem obrony narodowej w rządzie Leszka Millera, w następnych latach z kolei zajmował się wyłącznie polityką partyjną, co nie ma wiele wspólnego z prezydenturą. Natomiast Olechowski przez kilka lat w ogóle nie uczestniczył w życiu politycznym. Trudno o nim napisać cokolwiek konkretnego, dlatego, że nie pełnił w zasadzie żadnych istotnych funkcji, poza piastowaniem urzędu ministra spraw wewnętrznych za prezydentury Lecha Wałęsy. Ministrem był słabym, potem zaś nie działał w polityce w ogóle. Jego zaplecze polityczne w postaci SD jest niezbyt wiarygodne, dlatego nie należy się po jego ewentualnej prezydenturze spodziewać niczego dobrego. Tym bardziej, gdy słucha się jego wystąpień w mediach.
Jak zatem widać, żaden z głównych kandydatów na prezydenta Polski nie jest człowiekiem, na którego można z czystym sumieniem stawiać. Niestety nie należy się po tegorocznych wyborach prezydenckich spodziewać poprawy sytuacji w naszym kraju. Chyba, że pojawi się nowy, lepszy kandydat.
Obecny prezydent Lech Kaczyński jest przez zwolenników bardzo chwalony przede wszystkim za politykę zagraniczną. Jednak, jeśli przeanalizować rezultaty podejmowanych przez niego działań, sytuacja nie wygląda tak różowo. Kaczyński stawiał na bliskie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ale nic tak naprawdę od tego kraju nie uzyskaliśmy. Nie zniesiono wiz dla Polaków wyjeżdżających do USA, nie otrzymaliśmy żadnych konkretnych dotacji na modernizację armii (takie państwa jak Turcja, Egipt czy Izrael otrzymują od USA po kilka miliardów dolarów rocznie), nie będzie w naszym kraju tarczy antyrakietowej. Niezbyt dobre stosunki mamy także z Niemcami i Francją, pomimo pozytywnie do Polski nastawionych kanclerz Merkel i prezydenta Nicolasa Sarkozy. Nasz prezydent nie pomagał też mniejszości polskiej na Litwie, której sytuacja jest coraz gorsza. Niedobry dla Polski jest również Traktat Lizboński, którym pan prezydent tak bardzo się szczyci. Jedyny sukces polityki zagranicznej Kaczyńskiego to stosunki z Gruzją, ale to trochę za mało.
W polityce wewnętrznej jest trochę lepiej, prezydent zgłaszał pewne inicjatywy ustawodawcze, ale niestety to również trochę za mało. W dodatku część z nielicznych dobrych inicjatyw rządu prezydent zawetował, jak np. korzystną reformę emerytur pomostowych (na szczęście tamto weto zostało odrzucone przez sejm). Występując w spotach Prawa i Sprawiedliwości, Lech Kaczyński dawał do zrozumienia, że jest prezydentem tylko tej właśnie partii. A przecież starał się, aby tak nie było.
Z kolei Donald Tusk, który lideruje w większości sondaży, jako premier polskiego rządu nie zrobił praktycznie nic. Poza wymienionymi wyżej emeryturami pomostowymi i odebraniem byłym esbekom przywilejów emerytalnych, trudno wskazać jakiś dobry krok ze strony rządu. Premier Tusk otacza się raczej nieudolnymi ministrami, dodatkowo przydzielając ich nie do tych resortów co potrzeba. Np. Cezary Grabarczyk nie został ministrem sprawiedliwości tylko infrastruktury, psycholog Bogdan Klich został ministrem obrony narodowej, zaś specjalista od obrony narodowej Bogdan Zdrojewski - ministrem kultury i dziedzictwa narodowego. W polityce zagranicznej również rząd zanotował same porażki. Koalicja przeciwko budowie Gazociągu Północnego rozpadła się, zaś Rosja, o której względy tak bardzo zabiega Tusk, nie zamierza robić żadnych kroków korzystnych dla naszego kraju. Jedynym sukcesem Tuska oraz jego partii jest pijar, dzięki któremu utrzymuje stale bardzo wysokie poparcie, oszukując miliony Polaków.
Pozostali kandydaci, którzy liczą się w wyborach tzn. Jerzy Szmajdziński i Andrzej Olechowski również kompletnie nie nadają się do funkcji głowy państwa. Szmajdziński był fatalnym ministrem obrony narodowej w rządzie Leszka Millera, w następnych latach z kolei zajmował się wyłącznie polityką partyjną, co nie ma wiele wspólnego z prezydenturą. Natomiast Olechowski przez kilka lat w ogóle nie uczestniczył w życiu politycznym. Trudno o nim napisać cokolwiek konkretnego, dlatego, że nie pełnił w zasadzie żadnych istotnych funkcji, poza piastowaniem urzędu ministra spraw wewnętrznych za prezydentury Lecha Wałęsy. Ministrem był słabym, potem zaś nie działał w polityce w ogóle. Jego zaplecze polityczne w postaci SD jest niezbyt wiarygodne, dlatego nie należy się po jego ewentualnej prezydenturze spodziewać niczego dobrego. Tym bardziej, gdy słucha się jego wystąpień w mediach.
Jak zatem widać, żaden z głównych kandydatów na prezydenta Polski nie jest człowiekiem, na którego można z czystym sumieniem stawiać. Niestety nie należy się po tegorocznych wyborach prezydenckich spodziewać poprawy sytuacji w naszym kraju. Chyba, że pojawi się nowy, lepszy kandydat.
wtorek, 12 stycznia 2010
Ofensywa wizerunkowa braci Kaczyńskich
W ostatnim czasie zaobserwować można nową taktykę wizerunkową Prawa i Sprawiedliwości, a także prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
PiS zmienił szefa klubu parlamentarnego. Źle wypadającego w mediach Przemysława Gosiewskiego zastąpiła Grażyna Gęsicka. Fakt wyboru na tak ważne stanowisko kobiety świadczy o próbie ocieplenia wizerunku partii, która do tej pory nie przykładała raczej wagi do tego, jak prezentują się w mediach jej najważniejsi politycy. Gęsicka jest, zdaniem prezesa PiS-u dobrze przygotowana pod względem merytorycznym do pełnienia funkcji szefa klubu. Nie da się jednak ukryć, że Gosiewski również merytorycznie nadawał się w opinii Kaczyńskiego do tej funkcji, w przeciwnym razie nie pełniłby jej tak długo. W nominacji Gęsickiej doszukiwać się zatem należy raczej innych niż merytoryczne powodów. Raczej chodzi właśnie o ocieplenie wizerunku i przekonanie Polaków, że partia jest pozytywnie nastawiona do kwestii uczestnictwa kobiet w życiu publicznym.
Z kolei Lech Kaczyński powołał Radę Rozwoju Gospodarczego, składającą się ze specjalistów od spraw gospodarczych. By pokazać, że będzie to ciało apolityczne, do Rady zaprosił zarówno kojarzoną z prawicą Zytę Gilowską, jak i byłego ministra finansów w rządzie Marka Belki Mirosława Gronickiego. W obliczu katastrofy gospodarczej, przed którą stoi Polska, powołanie Rady jest z całą pewnością posunięciem bardzo dobrym. Być może przygotuje projekty ustaw lub działań, które przyniosą Polsce korzyść. Oprócz tego traktować to posunięcie również należy jako chwyt pijarowski. Przed wyborami prezydenckimi Kaczyński będzie mógł się poszczycić wobec wyborców bardzo konkretną sprawą.
Obydwa posunięcia można traktować jako element swojego rodzaju ofensywy wizerunkowej braci Kaczyńskich. Pytanie tylko czy na taką ofensywę nie jest za wcześnie. W trakcie kampanii wyborczej nikt raczej nie będzie o podobnych faktach, mających miejsce w styczniu, pamiętał.
PiS zmienił szefa klubu parlamentarnego. Źle wypadającego w mediach Przemysława Gosiewskiego zastąpiła Grażyna Gęsicka. Fakt wyboru na tak ważne stanowisko kobiety świadczy o próbie ocieplenia wizerunku partii, która do tej pory nie przykładała raczej wagi do tego, jak prezentują się w mediach jej najważniejsi politycy. Gęsicka jest, zdaniem prezesa PiS-u dobrze przygotowana pod względem merytorycznym do pełnienia funkcji szefa klubu. Nie da się jednak ukryć, że Gosiewski również merytorycznie nadawał się w opinii Kaczyńskiego do tej funkcji, w przeciwnym razie nie pełniłby jej tak długo. W nominacji Gęsickiej doszukiwać się zatem należy raczej innych niż merytoryczne powodów. Raczej chodzi właśnie o ocieplenie wizerunku i przekonanie Polaków, że partia jest pozytywnie nastawiona do kwestii uczestnictwa kobiet w życiu publicznym.
Z kolei Lech Kaczyński powołał Radę Rozwoju Gospodarczego, składającą się ze specjalistów od spraw gospodarczych. By pokazać, że będzie to ciało apolityczne, do Rady zaprosił zarówno kojarzoną z prawicą Zytę Gilowską, jak i byłego ministra finansów w rządzie Marka Belki Mirosława Gronickiego. W obliczu katastrofy gospodarczej, przed którą stoi Polska, powołanie Rady jest z całą pewnością posunięciem bardzo dobrym. Być może przygotuje projekty ustaw lub działań, które przyniosą Polsce korzyść. Oprócz tego traktować to posunięcie również należy jako chwyt pijarowski. Przed wyborami prezydenckimi Kaczyński będzie mógł się poszczycić wobec wyborców bardzo konkretną sprawą.
Obydwa posunięcia można traktować jako element swojego rodzaju ofensywy wizerunkowej braci Kaczyńskich. Pytanie tylko czy na taką ofensywę nie jest za wcześnie. W trakcie kampanii wyborczej nikt raczej nie będzie o podobnych faktach, mających miejsce w styczniu, pamiętał.
poniedziałek, 14 grudnia 2009
Cywilna kontrola nad służbami specjalnymi
W państwach demokratycznych wszelkie instytucje działające w szeroko pojętej sferze bezpieczeństwa - przede wszystkim służby specjalne - podlegają cywilnej kontroli ze strony organów do tego powołanych lub organów o właściwościach ogólnych, których jednym z zadań jest właśnie bezpieczeństwo. W Polsce nad służbami specjalnymi kontrolę sprawują następujące podmioty: Prezes Rady Ministrów, jako bezpośredni zwierzchnik szefów cywilnych służb, Minister Obrony Narodowej, jako bezpośredni zwierzchnik szefów wojskowych służb, a także sejmowa komisja ds. służb specjalnych, Kolegium ds. służb specjalnych oraz - jeśli został powołany - Minister Członek Rady Ministrów, zwany ministrem koordynatorem służb specjalnych.
Prezes Rady Ministrów jest wspominanym wyżej organem o właściwościach ogólnych, który sprawuje całościowe zwierzchnictwo nad administracją rządową, w tym również nad służbami specjalnymi. Ma możliwość mianowania oraz odwołania szefa każdej ze służb.
Sejmowa komisja ds. służb specjalnych, która funkcjonuje na podstawie Regulaminu Sejmu RP, spełnia m.in. następujące zadania: opiniuje projekty ustawi rozporządzeń dotyczących służb specjalnych, kierunki pracy służb specjalnych w oparciu o informacje przedstawiane przez szefów tych służb, a także opiniuje wnioski w sprawie powołania i odwołania poszczególnych osób na stanowiska szefów służb specjalnych i ich zastępców. Komisja jest zatem organem, który może mieć wpływ na stan prawny dotyczący służb specjalnych.
Z kolei Kolegium ds. Służb Specjalnych ma prawo wyłącznie do formułowania ocen oraz wyrażania opinii w sprawach funkcjonowania służb specjalnych. W związku z tym jest to podmiot o charakterze opiniodawczo-doradczym i nie ma bezpośredniego wpływu na obowiązujący stan prawny.
Minister koordynator przedstawia natomiast Radzie Ministrów propozycje zmian w obowiązujących przepisach prawa oraz projektów założeń polityki w zakresie bezpieczeństwa państwa oraz jego porządku konstytucyjnego. Jest to członek Rady Ministrów.
Wojskowe służby specjalne są z kolei podległe Ministrowi Obrony Narodowej, który sprawuje nad nimi bezpośrednie zwierzchnictwo. Premier zasięga jego opinii przy mianowaniu oraz odwoływaniu szefów służb i ich zastępców.
Cywilna kontrola nad służbami specjalnymi jest zatem w Polsce szeroko rozwinięta i rozłożona na kilka podmiotów. Takie rozwiązanie sprzyja jak się wydaje skutecznemu wpływaniu na ich prawidłowe funkcjonowanie, co z kolei ma bezpośrednie znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania państwa.
Prezes Rady Ministrów jest wspominanym wyżej organem o właściwościach ogólnych, który sprawuje całościowe zwierzchnictwo nad administracją rządową, w tym również nad służbami specjalnymi. Ma możliwość mianowania oraz odwołania szefa każdej ze służb.
Sejmowa komisja ds. służb specjalnych, która funkcjonuje na podstawie Regulaminu Sejmu RP, spełnia m.in. następujące zadania: opiniuje projekty ustawi rozporządzeń dotyczących służb specjalnych, kierunki pracy służb specjalnych w oparciu o informacje przedstawiane przez szefów tych służb, a także opiniuje wnioski w sprawie powołania i odwołania poszczególnych osób na stanowiska szefów służb specjalnych i ich zastępców. Komisja jest zatem organem, który może mieć wpływ na stan prawny dotyczący służb specjalnych.
Z kolei Kolegium ds. Służb Specjalnych ma prawo wyłącznie do formułowania ocen oraz wyrażania opinii w sprawach funkcjonowania służb specjalnych. W związku z tym jest to podmiot o charakterze opiniodawczo-doradczym i nie ma bezpośredniego wpływu na obowiązujący stan prawny.
Minister koordynator przedstawia natomiast Radzie Ministrów propozycje zmian w obowiązujących przepisach prawa oraz projektów założeń polityki w zakresie bezpieczeństwa państwa oraz jego porządku konstytucyjnego. Jest to członek Rady Ministrów.
Wojskowe służby specjalne są z kolei podległe Ministrowi Obrony Narodowej, który sprawuje nad nimi bezpośrednie zwierzchnictwo. Premier zasięga jego opinii przy mianowaniu oraz odwoływaniu szefów służb i ich zastępców.
Cywilna kontrola nad służbami specjalnymi jest zatem w Polsce szeroko rozwinięta i rozłożona na kilka podmiotów. Takie rozwiązanie sprzyja jak się wydaje skutecznemu wpływaniu na ich prawidłowe funkcjonowanie, co z kolei ma bezpośrednie znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania państwa.
czwartek, 10 grudnia 2009
Kryzys - jest czy go nie ma?
Rada Ministrów podaje, że w naszym kraju nie ma kryzysu, że radzimy z nim sobie, w porównaniu z sąsiadami, bardzo dobrze. Taki stan rzeczy jest, zdaniem członków rządu, rezultatem prowadzonej przez nich polityki. Czy na pewno tak jest?
Według danych z końca listopada bezrobocie w naszym kraju wynosiło 11,1%, podczas gdy w strefie euro 9,8%. Do tych statystyk dochodzi tzw. bezrobocie ukryte, które może występować pod wieloma postaciami. Można przypuszczać, że gdyby ten fakt zaliczać do statystyk, bezrobocie wzrosłoby o co najmniej kilka procent. Największym problemem jest brak pracy dla osób młodych i wykształconych, absolwentów nawet najlepszych uczelni. Podczas gdy za studia trzeba płacić kilka tysięcy złotych rocznie, nie dają one żadnej gwarancji znalezienia pracy. Dodać do tego należy praktykowany powszechnie w zakładach pracy nepotyzm. Nawet jeśli pojawiają się oferty pracy, w drodze konkursu z reguły zatrudnienie otrzymują krewni lub znajomi kierownictwa. Jeśli w Polsce "nie ma kryzysu", dlaczego zatem urzędy administracji publicznej nie prowadzą naboru lub ten nabór zmniejszają, zasłaniając się kryzysem właśnie?
Przykładem niemożności znalezienia pracy może być sytuacja osób zwolnionych z pracy w stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. W obu przypadkach nową pracę znalazło tylko ok. 10 % osób.
Do tego dochodzi stopa inflacji, która wynosi obecnie ok. 3 %, pomimo ciągłego spadku pensji.
Kolejną sprawą jest dramatyczna sytuacja na rynku nieruchomości. Obecnie niemal niemożliwe jest dla przeciętnej rodziny kupienie mieszkania bez zaciągania dużego kredytu w banku, który trzeba będzie spłacać wiele lat. Otrzymanie takiego kredytu jest natomiast coraz trudniejsze. Wymagania banków wobec ewentualnego kredytobiorcy stale zwiększają się. Dla przykładu jeśli jedna osoba w małżeństwie nie pracuje, bank kredytu nie udzieli. Coraz trudniej jest również ze spłatą kredytu, szczególnie jeśli został zaciągnięty w obcej walucie, np. franku szwajcarskim, ponieważ złotówka straciła na wartości względem większości walut.
W związku z tym hasło "by żyło się lepiej" trzeba na razie odłożyć, ponieważ większości Polaków żyje się gorzej niż jeszcze np. rok temu. Jest to wynikiem kryzysu, którego z całą pewnością doświadczamy w Polsce. Premier Tusk zamiast realizować wyborcze obietnice, prowadzi po cichu kampanię prezydencką. Żadnych konkretnych propozycji nie przedstawia też opozycja. Politycy nie zajmują się kwestiami kryzysu, skupiając swoje kłótnie na kwestiach składu komisji śledczych lub innych równie nieistotnych sprawach.
Według danych z końca listopada bezrobocie w naszym kraju wynosiło 11,1%, podczas gdy w strefie euro 9,8%. Do tych statystyk dochodzi tzw. bezrobocie ukryte, które może występować pod wieloma postaciami. Można przypuszczać, że gdyby ten fakt zaliczać do statystyk, bezrobocie wzrosłoby o co najmniej kilka procent. Największym problemem jest brak pracy dla osób młodych i wykształconych, absolwentów nawet najlepszych uczelni. Podczas gdy za studia trzeba płacić kilka tysięcy złotych rocznie, nie dają one żadnej gwarancji znalezienia pracy. Dodać do tego należy praktykowany powszechnie w zakładach pracy nepotyzm. Nawet jeśli pojawiają się oferty pracy, w drodze konkursu z reguły zatrudnienie otrzymują krewni lub znajomi kierownictwa. Jeśli w Polsce "nie ma kryzysu", dlaczego zatem urzędy administracji publicznej nie prowadzą naboru lub ten nabór zmniejszają, zasłaniając się kryzysem właśnie?
Przykładem niemożności znalezienia pracy może być sytuacja osób zwolnionych z pracy w stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. W obu przypadkach nową pracę znalazło tylko ok. 10 % osób.
Do tego dochodzi stopa inflacji, która wynosi obecnie ok. 3 %, pomimo ciągłego spadku pensji.
Kolejną sprawą jest dramatyczna sytuacja na rynku nieruchomości. Obecnie niemal niemożliwe jest dla przeciętnej rodziny kupienie mieszkania bez zaciągania dużego kredytu w banku, który trzeba będzie spłacać wiele lat. Otrzymanie takiego kredytu jest natomiast coraz trudniejsze. Wymagania banków wobec ewentualnego kredytobiorcy stale zwiększają się. Dla przykładu jeśli jedna osoba w małżeństwie nie pracuje, bank kredytu nie udzieli. Coraz trudniej jest również ze spłatą kredytu, szczególnie jeśli został zaciągnięty w obcej walucie, np. franku szwajcarskim, ponieważ złotówka straciła na wartości względem większości walut.
W związku z tym hasło "by żyło się lepiej" trzeba na razie odłożyć, ponieważ większości Polaków żyje się gorzej niż jeszcze np. rok temu. Jest to wynikiem kryzysu, którego z całą pewnością doświadczamy w Polsce. Premier Tusk zamiast realizować wyborcze obietnice, prowadzi po cichu kampanię prezydencką. Żadnych konkretnych propozycji nie przedstawia też opozycja. Politycy nie zajmują się kwestiami kryzysu, skupiając swoje kłótnie na kwestiach składu komisji śledczych lub innych równie nieistotnych sprawach.
środa, 9 grudnia 2009
Konstrukcja polskich służb specjalnych
W Polsce funkcjonuje obecnie pięć służb specjalnych. Trzy cywilne: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), Agencja Wywiadu (AW) oraz Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA), a także dwie wojskowe: Służba Wywiadu Wojskowego (SWW) i Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW). Wykonują one zadania w szeroko rozumianej sferze bezpieczeństwa państwa.
Podstawowe zadania ABW to ochrona przed działaniem obcych służb specjalnych, tzn. kontrwywiad, walka z terroryzmem, walka z przestępczością zorganizowaną oraz przeciwdziałanie proliferacji broni masowego rażenia. Wywiad natomiast m. in. zbiera informacje za granicą (całość działań AW odbywa się za granicą, w kraju może działać wyłącznie w związku ze sprawami prowadzonymi poza granicami Polski), ochrania zagraniczne przedstawicielstwa RP oraz rozpoznaje międzynarodowy terroryzm, handel bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi. Centralne Biuro Antykorupcyjne natomiast przeciwdziała zjawisku korupcji wśród organów władzy publicznej, a także stoi na straży bezpieczeństwa ekonomicznego Polski.
Służby wojskowe wykonują analogiczne zadania, lecz w sferze wojskowej, a także ochraniają zagraniczne misje wojskowe. Poza tym ABW i SKW mają status służb ochrony kraju, tzn. zapewniają ochronę informacji niejawnych, odpowiednio w sferze cywilnej i wojskowej.
Wszystkie służby specjalne w naszym kraju mają uprawnienia do podejmowania działań operacyjno-rozpoznawczych oraz dochodzeniowo-śledczych. Istota zadań wykonywanych przez służby powoduje, że przyznaje się im szerokie kompetencje. Jest to podyktowane koniecznością skutecznego wypełniania powierzonych zadań. W związku z tym nie powinno się dążyć do ograniczania roli służb specjalnych w państwie oraz do zmniejszenia ich kompetencji. Byłoby to z pewnością niekorzystne dla naszego kraju.
Podstawowe zadania ABW to ochrona przed działaniem obcych służb specjalnych, tzn. kontrwywiad, walka z terroryzmem, walka z przestępczością zorganizowaną oraz przeciwdziałanie proliferacji broni masowego rażenia. Wywiad natomiast m. in. zbiera informacje za granicą (całość działań AW odbywa się za granicą, w kraju może działać wyłącznie w związku ze sprawami prowadzonymi poza granicami Polski), ochrania zagraniczne przedstawicielstwa RP oraz rozpoznaje międzynarodowy terroryzm, handel bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi. Centralne Biuro Antykorupcyjne natomiast przeciwdziała zjawisku korupcji wśród organów władzy publicznej, a także stoi na straży bezpieczeństwa ekonomicznego Polski.
Służby wojskowe wykonują analogiczne zadania, lecz w sferze wojskowej, a także ochraniają zagraniczne misje wojskowe. Poza tym ABW i SKW mają status służb ochrony kraju, tzn. zapewniają ochronę informacji niejawnych, odpowiednio w sferze cywilnej i wojskowej.
Wszystkie służby specjalne w naszym kraju mają uprawnienia do podejmowania działań operacyjno-rozpoznawczych oraz dochodzeniowo-śledczych. Istota zadań wykonywanych przez służby powoduje, że przyznaje się im szerokie kompetencje. Jest to podyktowane koniecznością skutecznego wypełniania powierzonych zadań. W związku z tym nie powinno się dążyć do ograniczania roli służb specjalnych w państwie oraz do zmniejszenia ich kompetencji. Byłoby to z pewnością niekorzystne dla naszego kraju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)